Pomysł na biznes z Żabką: rodzinny duet Roberta i Krzysztofa Michalików!
Za każdym sklepem Żabka stoi franczyzobiorca i jego osobista historia. W wyjątkowej, urodzinowej serii „27 wywiadów na 27 lat” przedstawiamy przedsiębiorców, którzy wybrali franczyzę i dziś rozwijają swoje biznesy pod zielonym szyldem. Dlaczego Żabka? Co daje franczyzobiorcom i ich rodzinom? Poznajcie Roberta i Krzysztofa Michalików – ojca i syna z północno-zachodniej Polski, którzy połączyli siły, by wspólnie rozwijać rodzinny biznes pod szyldem Żabki. Ich historia pokazuje, że franczyza może łączyć pokolenia, budować niezależność i dawać satysfakcję z pracy u boku najbliższych.
Kto pierwszy zaczął prowadzić Żabkę?
Robert Michalik: Pierwszą Żabkę otworzyłem w 2010 roku, a syn dziewięć lat później przejął jeden z moich sklepów. Obecnie prowadzę cztery Żabki w Pile, Złotowie, Czarnkowie i Radziszewie, a syn jedną w Pile. Najwięcej miałem 10 Żabek, a syn w pewnym momencie przez dwa lata prowadził dwie. Wynikało to z tego, że przez jakiś czas pełniłem funkcję partnera ds. zmian franczyzobiorców – przejmowałem wtedy sklepy do momentu znalezienia nowego franczyzobiorcy. Wcześniej byłem też trenerem.
A jak to się stało, że syn przejął jedną z pana Żabek?
R.M.: Syn skończył studia i szukał pracy. Podjął decyzję, że nie będzie pracował w wyuczonym zawodzie ratownika medycznego, tylko chce zostać franczyzobiorcą Żabki. Miałem ich wtedy trochę i jedną on przejął.
Czy na decyzję o wyborze drogi zawodowej miał wpływ fakt, że tata prowadził Żabki?
Krzysztof Michalik: Tak. Od 16. roku życia pomagałem tacie w sklepach – na początku przy rozkładaniu towaru, potem przy fakturach i na kasie. Stopniowo się w to wdrażałem. Główną motywacją, żeby samemu prowadzić Żabkę, były kwestie finansowe. Poza tym, obserwując tatę, wiedziałem, na czym ta praca polega – dużo jest do zrobienia, ale czas pracy nie jest normowany i jest się w ruchu, a to mi odpowiada
Czy po czterech latach jest pan zadowolony z tej decyzji?
K.M.: Tak i nie planuję wrócić do zawodu. Lubię pracę z ludźmi, wyzwania związane z otwarciami nowych sklepów. Podobało mi się też prowadzenie sklepów sezonowych nad morzem. W sieci jest dużo możliwości rozwoju.
Czy na początku działalności tata wprowadził pana do Żabki?
K.M.: Oczywiście. To tata wszystkiego mnie nauczył. Otwierając sklep, nie potrzebowałem żadnego szkolenia. Tata mi pomógł w wybiórczych, pojedynczych sprawach, a resztę już wiedziałem, bo od lat mu pomagałem w prowadzeniu sklepów.
Jak wyglądały początki pracy syna w Żabce?
R.M.: Nie namawiałem go, żeby prowadził Żabkę. To była jego decyzja. Co mogłem zrobić? Pomagać mu. Nie miałem jednak przy tym wiele pracy, bo jak on przejmował Żabkę, to już wszystko, co trzeba, potrafił. Jeśli uważałem, że potrzebuje pomocy, to dawałem mu rady, ale on ma podobny charakter do mnie, więc rzadko ich słuchał.

(…) Lubię pracę z ludźmi, wyzwania związane z otwarciami nowych sklepów. Podobało mi się też prowadzenie sklepów sezonowych nad morzem. W sieci jest dużo możliwości rozwoju.
W czym – mimo pana potrzeby niezależności – tata jednak okazał się pomocny?
K.M.: Pomocne było chociażby to, że przejąłem po nim sklep, który dobrze funkcjonował. To było duże ułatwienie, jak i to, że wcześniej dużo w nim pomagałem. Przyszedłem właściwie do siebie, zmieniło się tylko to, że przejąłem finanse i sam za nie wziąłem odpowiedzialność. Pomoc taty polegała na tym, że wcześniej nauczył mnie wszystkiego od podstaw.
Czy teraz macie ze sobą częsty kontakt?
K.M.: Codzienny – każdego dnia się widzimy, mieszkamy zresztą w jednej miejscowości, w Wałczu. Tata w każdej chwili może mnie zastąpić, a ja jego.
Syn jest pomocny?
R.M.: Oczywiście. Mam kilka sklepów – jeśli nie mogę do któregoś pojechać, żeby coś sprawdzić, załatwić, np. wpłacić pieniądze czy dowieźć towar, zawsze mogę poprosić, żeby on to zrobił. Współpracujemy przy inwentaryzacjach. Pomagamy sobie wzajemnie.
Nauczył się pan czegoś od syna?
R.M.: Wspiera mnie w tematach informatycznych. Jak sobie nie mogę dać rady, pytam go.
A syn często myśli: „Co powie tata?”
K.M.: Zawsze pojawia się w głowie taka myśl. Już sam nasz codzienny kontakt w sprawach pracy sprawia, że wzajemnie się dyscyplinujemy i pilnujemy.